Nie sądźcie, że odpowiedź jest łatwa, choć liczni komentatorzy polityczni podkreślają dziś wspólne rosyjskie fatum wiszące nad tymi ziemiami. Nas interesują tutaj winne tradycje, a te okazują się łączyć wspomniane ziemie. Nie wiecie dlaczego? Zatem przeczytajcie!
W poprzednim wpisie pisałem już o tym, że Krym w dawnych czasach bliski był wielu Polakom, zwłaszcza tym, którzy w XIX wieku żyli w zaborze rosyjskim. Teraz nadszedł czas, aby przyjrzeć się nieco bliżej winom krymskim na polskich stołach w XIX wieku. To właśnie wówczas wina krymskie upowszechniły się wśród rodaków i stały się ważną pozycją w kartach win na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim. Krym jak i Kachetia były jednymi ze znaczniejszych producentów wina w carskiej Rosji. Dlatego właśnie wina z Krymu, były obok win z Gruzji, ważnym punktem oferty winiarzy na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim. Wina te cieszyły się dobrą reputacją, zdobyły więc znaczącą część ówczesnego rynku.
Warto zapytać, co wiedziano o winach z tych regionów. O winach krymskich pisano stosunkowo wiele. Warto zapoznać się choćby z małą dawką ówczesnych informacji o tych winach. Zaczerpnijmy je z niezastąpionej Encyklopedii Powszechnej S. Orgelbranda. O winach krymskich tak pisał Jan Sawinicz:
Warto zwrócić uwagę na to, że pojawia się tu po raz kolejny informacja o sprowadzaniu francuskich sadzonek. Co ciekawe mamy tu również wzmiankę o szczepach reńskich. Jak widać najlepsze wina krymskie były mocne i gęste, a cena takiego przysmaku była wysoka. Dla porządku wypada wspomnieć, że powyższa informacja nie ulegała zmianom w kolejnych wydaniach encyklopedii.
Niestety o winach z Kachetii pisano niepomiernie mniej. Dla porównania wzmianka z tej samej encyklopedii:
Jak widać o winach jest naprawdę niewiele. Korzystając z okazji warto jednak zauważyć, że używano nie tylko nazwy „Gruzja” ale i pięknie brzmiącej „Georgja”.
* * *
Wina krymskie i kachetyjskie są doskonałym pretekstem do tego, aby po raz pierwszy na tym blogu pojawiło się Wilno – miasto, bez którego nie da się zrozumieć polskiej kultury i nauki. To właśnie tam w okresie staropolskim istniał drugi uniwersytet Rzeczypospolitej obojga narodów, tam działał Skarga i cała plejada filozofów i uczonych. Dziś interesuje nas kultura wina, która musiała przecież towarzyszyć wileńskiej kulturze wysokiej. Nie sposób opowiedzieć o wszystkim, naszym przewodnikiem niech zatem będzie Kalendarz ilustrowany „Kurjera Literwskiego” na rok 1909 wydany nakładem wspomnianego czasopisma (co ciekawe publikacja sprzedawana była również w samym Petersburgu w Księgarni Polskiej).
Rozpocznijmy od dwóch urzekających secesyjnych anonsów firm winiarskich
Szczególnie interesujący dla nas jest skład win Samorewicza, polecający Tokaje i wina krymskie. Uwydatnienie takiej części oferty, wraz z odpowiednią oprawą graficzną sugerować zapewne miało to, że oferta kierowana jest do wymagających klientów.
Konkurencja była spora, bo tuż obok działała inna firma, również oferująca wina krymskie:
Handlowiec A. Głuszenko, jak wskazuje nazwisko mógł być Rosjaninem. Zresztą użycie określenia „towary wódczane” wskazuje na trudności z językiem polskim. W każdym razie podkreślono dwa fakty: sprowadzanie win z najlepszych firm oraz oferowane ryby wędzone. Iście kresowa fantazja, dziś chyba trudna do wyobrażenia z marketingowego punktu widzenia.
Trzeba przyznać, że Prospekt Świętojerski w Wilnie miał szczęście do handlów wina. Miał również mniej szczęścia jeśli chodzi o nazwę: ul. Mickiewicza, następnie Lenina, a obecnie al. Giedymina. Dla nas ważne jest to, że znajdował się tam ważny skład win z południa ówczesnej carskiej Rosji.
Anons jest tak intrygujący, że chciało by się przenieść w czasie do roku 1909, aby w zaciszu winnych gabinetów spróbować win z Kaukazu, z gruzińskiej Kachetii oraz z Krymu. W tym samym Kalendarzu znajdziemy jeszcze jeden anons:
Zwróćcie uwagę, że firma Sarkisjanca powołuje się również na dziedzictwo firmy Karamowa powstałej w 1880 r. Znów osobne gabinety dla handlujących, wino i szaszłyki (o każdej porze!). Czyżby nasz kresowy pradziadek fastfoodów dla ludzi biznesu? Co prawda o fast- i slow-food nikomu się jeszcze nie śniło, ale jak widać niektóre pomysły mają dłuższą historię, niż mogło by się wydawać. Jest jeszcze jedna rzecz, o którą możemy mieć żal do właściciela firmy. Zarówno Warszawa, jak i Wilno były dla niego miastami „kraju Północno-Zachodniego”. To urzędowa nazwa, zamiennie stosowana z nazwą „gubernie północno-zachodnie”. 105 lat temu Polski nie było na mapach, a nazwy tej nie wolno było używać publicznie. Warto o tym pamiętać, bo pojawiają się ostatnio głosy zmuszające nas do wdzięczności za zabory.
Wróćmy jednak do win. Co ciekawe, we wspomnianym Kalendarzu spotkamy jeszcze dwa anonse firm sprowadzających wina kaukaskie i krymskie. Najpierw bliższe Wilnu Szawle, w drugiej kolejności – Warszawa:
Warto podkreślić, że wspomniane wina mogły służyć celom liturgicznym. Taka informacja w dawnych cennikach kierowana była często nie tylko do duchownych. Dla świeckich stanowić miała gwarancję naturalności, czystości i jakości wina. Była zatem odpowiednikiem dzisiejszych win naturalnych lub „Bio-„.
Myślę, że ostatni już anons szczególnie interesujący może być dla Warszawiaków:
Jak widać mamy tu piękną ofertę win oferowanych w sprzedaży hurtowej. Anons ten pokazuje, że Warszawa odgrywała w początkach XX wieku kluczową rolę na ziemiach polskich w imporcie win, a i na terenie samej Rosji to znaczenie było niebagatelne.
Warto zwrócić uwagę na stowarzyszenie właścicieli winnic w Noworosyjsku – wina przez nich produkowane oferowane były jako wina naturalne. Mówiąc dzisiejszym językiem certyfikowane były przez proboszcza parafii rzymskokatolickiej.
* * *
Na zakończenie wypada wrócić jeszcze uwagą do Krymu, przez który znów przetacza się walec historii. Zacytujmy tu więc wspomnienie z wojny krymskiej. Oczywiście mam na myśli słynną wojnę z XIX wieku, pierwszą relacjonowaną na żywo w mediach (prasa). Oto krótka, choć interesująca wzmianka o wojnie i winie z Gazety Lwowskiej z 1854 roku:
Tak, miłośnikom win bordoskich łatwo zrozumieć trudy ówczesnej wojny krymskiej. Zainteresowanym historią polecam kolekcję zdjęć z wojny krymskiej autorstwa Rogera Fentona – jednego z pierwszych fotoreporterów wojennych. Poniżej kilka widoków pamiętnej wojny, w której szczęśliwie dla nas poległo Święte Przymierze.

Wojna krymska nie mogła się toczyć bez wina… (fot. R. Fenton)

Major Hallewell po ciężkim dniu żołnierskiej roboty

Najważniejsza podczas wojny jest strategia, a najważniejsze podczas planowania strategicznego jest odpowiednie wino, zapewne bordoskie…