„Wody nie pijam…”, czyli o wine w oblężonej Twierdzy Przemyśl (Jan Jakub Stock)

Czy wojskowość miała pozytywny wpływ na kulturę wina? Z pewnością pacyfiści będą niezadowoleni, ale w naszym, polskim przypadku odpowiedź jest pozytywna. Interesującym przykładem są wydarzenia, które rozgrywały się na południowych ziemiach polskich przed stu laty, podczas I wojny światowej.

Strategia wojskowa a kwestia wina

Zawsze intrygowało mnie to, dlaczego w czasach autonomii galicyjskiej Przemyśl tak szybko rozwinął się pod względem handlu winem. Najprostsze wytłumaczenie jest takie:

Jedna z największych twierdz XX-wiecznej Europy nie mogła funkcjonować bez wina. Austriacy, a przede wszystkim Węgrzy nie mogli się obyć bez wina i basta!

Teza ta wydaje się tak oczywista, że podczas styczniowej konferencji o kulturze wina nikt nie poprosił o jakiekolwiek uzasadnienia. Bez uzasadnień jest to jednak tylko wciąż hipoteza… Czy można więc przedstawić jakieś dowody?

Doskonałą okazją jest lektura wspomnień z oblężonej twierdzy autorstwa dra Jana Jakuba Stocka. Był on zdolnym fizykiem, wychowankiem wybitnego Mariana Smoluchowskiego, z którym współpracował we Lwowie. Rzecz jest więc  interesująca również i z punktu widzenia historii nauki.

Stock po wybuchu wojny powołany został jako rezerwista zapasowy i znalazł pracę jako pisarz w forcie Va. Stacjonował w Pikulicach, bywał jednak równie często w samym Przemyślu. Jego wspomnienia od pierwszych zapisków potwierdziły przypuszczenia dotyczące obecności i roli wina…

Wino w oblężeniu

We wrześniu 1914 r. front wschodni zbliżał się szybko w okolice Przemyśla, gdzie miała odbyć się generalna rozprawa z wojskami rosyjskimi. W jednej z najnowocześniejszych ówcześnie twierdz zamknięto kilkaset tysięcy żołnierzy.

Plan Twierdzy Przemyśl z naniesioną współczesną granicą państwa (Wikipedia). Strzałka wskazuje fort Va, w którym służył Stock.

Plan Twierdzy Przemyśl z naniesioną współczesną granicą państwa (Wikipedia). Strzałka wskazuje fort Va, w którym służył Stock.

Interesujące jest to, że z przygotowań wojennych (oprócz demolowania podprzemyskich wsi) uwagę Stocka skupiło pewne strategiczne przedsięwzięcie…  budowa piwnicy na wino i piwo!

„Ciągły ruch koło nas. Piłują, walą młotkiem, krzyczą, ani chwili spokoju, co zwłaszcza po obiedzie – przykro. Budują piwnicę na wino i piwo, jak gdybyśmy mieli tu siedzieć przynajmniej pół roku zamknięci” (wpis z 25 września 1914 r., s. 40).

Piwnica na wino i piwo musiała mieć duże znaczenie strategiczne, uwagę autora zwróciła przede wszystkim wielkość tego obiektu. W świetle dalszych zapisków widać, że zapasy wina były większe niż piwa. To ostatnie skończyło się bowiem już w Sylwestra 1914 r., gdy otworzono „ostatnią beczkę (50l) piwa”. Wino, podobnie jak mocniejsze alkohole, towarzyszyło natomiast obrońcom do samego końca, gdy Twierdza została poddana Rosjanom.

Niestety ten sielski niemal obrazek budowy piwnicy niósł na sobie już złowrogie piętno wojny. To właśnie z tą budową najprawdopodobniej związane były pierwsze ofiary w załodze obwodu VII – pierwsze ofiary krwawej hekatomby, którą obserwował autor:

„Wczoraj mieliśmy pierwsze ofiary w naszych ludziach. Rano wyjechały do Bryliniec wozy po deski wraz z robotnikami węgierskimi. Na miejscu ostrzeliwał ich patrol kozacki. Jeden Węgier zginął, jeden zraniony. Jeden furman zraniony, czy też zabity pozostał z wozem na miejscu, nadto 2 konie zabite” (tamże).

Lakoniczny komentarz Stocka jasno wskazuje, że to nie była śmieszna historia, do jakich przyzwyczaił nas choćby Haszek. Polski fizyk podsumował tak:

Jak na niewinną wyprawę po deski – dość” (tamże).

Jak widać Węgrzy umierali w Przemyślu pro patria, co niekiedy nabierało dodatkowych znaczeń…

Pomnik Obrońców Twierdzy Przemyśl w Budapeszcie (fot. Wikipedia)

Pomnik Obrońców Twierdzy Przemyśl w Budapeszcie (fot. Wikipedia)

Wino jako lekarstwo

Jesienią Stock kilkakrotnie chorował. O żadnych lekach ani lekarzach nie wspomniał. Pisał natomiast np. o tym, że wybrał się 5 października do Przemyśla, do zaprzyjaźnionych Emilów Giebułtowiczów:

„Przy tej sposobności wypiłem 2 kieliszki dobrego wina, które ogrzało mnie od głowy do stóp i uzdrowiło mnie częściowo z bólu w płucach” (s. 49).

Winem wyleczył również influenzę (może to była grypa, może tylko przeziębienie):

„[…] byłem chory na influencę, którą wypędziłem wczoraj po południu u Emilów [Giebułtowiczów] kilkoma lampkami doskonałego wina” (s. 130).

Co ciekawe po tym epizodzie Stock nie skarżył się już później na przeziębienia! Łączył bowiem często wizyty w łaźni parowej w Przemyślu z obowiązkowym spożyciem wina później. Przyznawał również, że unikanie spożywania niegotowanej wody uchroniło go przed innymi chorobami zakaźnymi. Uprzedzając pytania: pijał jedynie herbatę i wino.

Dobre jedzenie i dobre wino

Zapewne każdy zainteresowany historią kultury wina podejrzewa, że w oblężeniu znalazły się zapasy wina tokajskiego. Sprzedawały go bowiem przed wojną np. duże składy Cieślińskiego. Nie dziwi zatem, że wino tokajskie, zwane z niemieckiego „tokayer” pojawiło się na kartach wspomnień dra Stocka, oczywiście w uroczystym kontekście imienin u przyjaciół w Przemyślu:

„Jadłem potem pyszne ciastka i piłem pysznego tokajera. Wino zaczyna mi już smakować, zwłaszcza dobre” (16.10.1914 r., s. 62)

Zaskakujące jest to, że kadra oficerska, z którą stołował się Stock w Pikulicach, prawie do końca oblężenia jadła bardzo dobrze i nadzwyczaj obficie, co zresztą często ze smutkiem komentował autor zestawiając to z marnym losem szeregowego żołnierza przymierającego głodem. Było to źródłem dodatkowych cierpień moralnych Stocka, nękanego często zresztą przez swych niemieckich przełożonych. W tym uwięzieniu dobre jedzenie i wino były źródłami pociechy…

„Piłem (nie jak zwykle, bo zostało ledwie kilka flaszek) doskonałe wino, a na kolację jadłem – rzecz niewidzianą obecnie na stołach – beefstek” (9 marca 1915 r., s. 143).

Jak widać w Twierdzy prędzej brakło chleba niż wina. Kiedyś jednak sytuacja musiała się rozwiązać…

Pożegnanie z bronią, pożegnanie z winem

Osiem dni przed poddaniem Twierdzy, gdy zaawansowane były już przygotowania do wysadzenia fortów, poddania się i pożegnania z bronią Stock zanotował jak zwykle lakoniczne, choć wiele mówiące słowa:

„Wczorajsze popołudnie spędziłem przyjemnie u Emilów; piliśmy ostatki wina, aby się nie dostało w niepowołane ręce […]” (15 marca 1915 r., s. 150).

We wspomnieniach Stocka uderzające jest to, że docenił on w czasie pobytu w Twierdzy trzy rzeczy: wolność osobistą, możliwość przebywania z rodziną oraz… wino, którego wcześniej raczej nie cenił. Wszystko inne napawało go głębokim smutkiem.

 *  *  *

Oczywiście to nie wszystkie konteksty, w jakich wino pojawiło się w zapiskach Stocka – zainteresowanych odsyłam do lektury. Dla porządku: cytaty zostały zaczerpnięte z pamiętnika J.J. Stocka, opracowanego i wydanego staraniem p. Janusza Batora w Przemyślu w roku 2014. Gorąco polecam te szczególne przemyślenia nie tylko pasjonatom historii! (Dla zachęty: fragmenty pamiętnika można znaleźć w sieci).

Stock-Notatnik-z-twierdzy-Przemysl

Dla dociekliwych: Książkę kupiłem na koszt własny w Przemyślu.

Dodaj komentarz